Dzień drugi - Kasprowy Wierch

Dzień 1Dzień 2Dzień 3

Wstaliśmy rano (zawsze będę to podkreślał bo zawsze jest to sukces!) i nawet nie byłem bardzo obolały. Lekkie zakwasy wystąpiły, ale w porównaniu z samopoczuciem rok wcześniej byłem pełen sił i ochoty do walki. M. ku memu zdumieniu wstała jednak jeszcze wcześniej i nim się zbudziłem zdążyła być w sklepie, śniadanko mieliśmy więc bardzo miłe. Trochę się leniwiliśmy, ale ostatecznie doszliśmy do wniosku, że nic nas nie ratuje i czas iść na Kasprowy póki widno.

Tym razem poszliśmy dobrą drogą. Rok wcześniej K. ("ja tu byłem już, wiem gdzie idę") troszkę się wziął i pomylił i zamiast pójść zielonym szlakiem na Kasprowy poszliśmy niebieskim na Giewont... Po nieprzespanej nocy, podróży do Zakopanego z Wawy, w tenisówkach i lekko ubrani. We wrześniu. Jak się zorientowaliśmy, że jest coś jakby nie tak (K. miał przy sobie mapę, z mapy trzeba umieć korzystać :D) to byliśmy w sumię pod Giewontem. Wracać wydało nam się bez sensu, weszliśmy więc na Przełęcz pod Kondracką Kopą i choć była okolica 16 i robiło się chłodno uznaliśmy, że bez sensu wracać, idziemy na Kasprowy, zjedziemy kolejką. Następne 3h uświadomiły mi, że mogę być bardzo mądry i inteligentny, ale co z tego skoro debil jestem.

Na filmie widać warunki początkowe. Szybko jednak zrobiło się praktycznie ciemno, zaczął padać najpierw deszcz, potem śnieg z deszczem. Ślizgałem się jak głupi po skałkach których właściwie nie widziałem bo otaczała mnie mgła (albo chmury) jak mleko. Powłóczyłem noga za nogą, chciało mi się spać i było mi piekielnie zimno. Do kolejki linowej trafiliśmy tylko dlatego, że ją usłyszeliśmy. Nigdy nie zapomnę uczucia gdy wszedłem do schroniska na Kasprowym. Chwilę wcześniej zastanawiałem się czy się zaraz nie poślizgnę i nie walnę durnym łbem o kamienie raz, a dobrze. A tu wchodzę i widzę Pizzę Dominium i uśmiechniętych ludzi przy piwie...

Wracając jednak do roku 2014 - tym razem się nie zgubiliśmy ;>

Trochę jeszcze zaspani, zaraz za Kuźnicami. Już tu nas rok wcześniej nie było ;)

Sprawdź czy dobrze idziemy, tak na wszelki wypadek ;)

Właściwa droga na Kasprowy w dużym stopniu sprowadza się do spaceru wśród drzew. Pod górę bo pod górę, ale bez wysiłku.

Prześwietlona biedronka.

"Nie właź tam bo spadniesz!", nie słuchała, ale i nie spadła.

Taras widokowy. Wiało tam przeokrutnie.

Giewont (może za rok).

Wkładałem koszulkę w spodnie bo jednak zaczeło być zimno.

Tym razem byłem mądrzejszy i miałem ze sobą bluzę. Bardzo ją lubię, po wewnętrznej stronie ma ciepłe i miłe futerko :)

M. trochę nie trafiła :)

W czasie chwilowego odpoczynku minął nas biegnący w świetnym tempie człowiek. Wyprzedził też dwóch mężczyzn którzy najpier mocno się zdziwili, a potem jeden z nich skomentował "no... ale jemu łatwiej bo on bez plecaka" :D Drugi się skwapliwie zgodził. Przemilczeli że on był tez bez brzuszka w przeciwieństwie do nich ;)

Końcówka drogi to kamienisty wygwizdów, nadal wolę Bieszczady.

W tle droga którą rok wcześniej przeszedłem niemal po omacku.

Tekstury ubogie, ale shadery wgniatają w fotel ;)

Dolina Pięciu Stawów.

Daleko w dole Zakopane.

Dotarliśmy na miejsce w dobrym czasie więc i na nagrodę zasłużyliśmy. Nic jednak nie jedliśmy i była to słuszna decyzja.

Widok z kolejki. Po zjechaniu na dół K. stwierdził, że jak zdejmie buty to już ich nie założy. Poszliśmy więc prosto na obiad.

Osobiście zamówiłem żeberka i nalewkę z rokitnika. M. i K. zdecydowali się na golonkę. Ostatecznie próbowaliśmy ją zjeść całą trójką, ale nie daliśmy rady :D

Po powrocie okazało się, że K. miał dobre przeczucie. Nogi pozdzierał okrutnie. Poszedłem więc do właścicielki domu i pożyczyłem od niej miskę w której jak widać moczył nogi :)

Ostatecznie oddaliśmy się lekkiej alkoholizacji celem znieczulenia i chyba nawet przed 23 padliśmy spać :)

Dzień pierwszy 10X2014 - Morskie Oko i Czarny Staw :) << >> Gubałówka, Kraków, powrót

Dzień 1Dzień 2Dzień 3