Dzień pierwszy 10X2014 - Morskie Oko i Czarny Staw :)

Dzień 1Dzień 2Dzień 3

Pomysł wyskoczenia do Zakopanego brał się z dwóch powodów. Po pierwsze byliśmy rok wcześniej i ledwo to przeżyliśmy toteż obiecaliśmy sobie, że pojedziemy za rok i porównamy nasz stan ciała (i umysłu). Po drugie za pierwszym razem byliśmy tylko we dwóch, a chcieliśmy żeby M. też coś zobaczyła :)

Wstaliśmy z samego rana w piątek (czyli przed 5), Monster™ pomógł niewątpliwie. Dokonałem też zakupu Kinder Bueno (3 opakowania - bilet do multikina za dyche!) i byłem gotów do drogi. K. zajechał chwilę po 5, pojechaliśmy po M. i tu nastąpiło pewne zaskoczenie gdyż jak się okazało nasmażyła malutkich, mielonych kotlecików. Nie lubię mielonych, nie lubię też jeść konkretnych rzeczy w drodze. Jakiż to był dobry pomysł i jakie pyszne kotleciki! :D

Podróż minęła nam przyjemnie i bezproblemowo. Pewnym zgrzytem była "oferta śniadaniowa" w McD. Nie wiem kto to wymyślił i dlaczego, ale efekt zawsze gdy na nią trafiam jest to dla mnie negatywne zaskoczenie. Nie zjedliśmy niczego i pojechaliśmy dalej.

Dojeżdżając do parkinu przy drodze nad Morskie Oko zadzwoniłem do właścicielki kwatery z informacją gdzie jesteśmy, gdzie idziemy i że jak zejdziemy to przyjedziemy, niech się nie martwi i pokój dla nas trzyma. Nie była specjalnie zachwycona i przekonana, ale co miała niby zrobić :) Zjedliśmy po kotleciku (albo trzech) na drogę i wyruszyliśmy drogą pod górę.

Sam początek drogi. M. uczyła się obsługi mojego aparatu, a myśmy sobie tak stali jak dwa głupki :)

Jak widać zdecydowanie lepiej wyglądam z M. niz z K. :P

Widok bardzo częsty w polskich górach i zawsze wywołujący we mnie odrobinę smutku.

Krótki postój na szybką weryfikację co tam w internecie słychać... Niestety nie żartuję, taka praca.

I doszliśmy :) Rok wcześniej tłum był taki, że nie dało się tak stanąć i zrobić zdjęcia. W tłumie tym były też dwie czy trzy kobiety w burkach z brodatym panem. A tu proszę, październik, tłumy mniejsze, a pogoda lepsza niż rok wcześniej we wrześniu :)

Chwila odpoczynku...

... i chwila zadumy :D

Piękna biedronka na pięknym tle.

Nie wiem jak te ryby dają radę przetrwać zimę gdy jezioro zamarza. Zastanawiało mnie to już 15 lat temu gdy byłem nad Morskim pierwszy raz.

Podjeliśmy męską decyzję, że idziemy nad Czarny Staw. Rok temu ledwo dałem radę (byliśmy dzień wcześniej na Kasprowym tylko zgubiliśmy się po drodze i ledwo to przeżyłem, a do tego padało).

Niektórzy z nas mieli w tym roku support ;)

Krajobraz jesienny.

Ktoś się kiedyś naprawdę napracował żeby ułożyć te kamienie. W Górach Sowich o jednej z takich kamiennych dróg przewodnik powiedział, że była układana przez Polaków pod nadzorem Niemców z trupimi czaszkami na czapkach. Ale historii innych nie znam.

Tam na górę idziemy?

No dobra!

Ale najpierw sobie odpocznę...

Biedronka jak zawsze uśmiechnięta.

Może w przyszłym roku damy radę na Rysy? :)

Mimo, że tempo w drodze na górę mieliśmy naprawdę bardzo dobre to jednak pory roku oszukać się nie da i zaczęło się powoli robić ciemno.

Stwiedziliśmy jednak, że wrócimy drugą stroną i obejdziemy staw. Na uwagę zasługują czarne rękawki które K. mi pożyczył. Bardzo sprytny wynalazek od o ile pamiętam dobrze bluzy rowerowej. Są odpinane (nosi ze sobą tylko je), dobrze izolują przed wiatrem i mimo, że lekkie i cienkie dają naprawdę dużą ochronę przed zimem. A ja debil zostawiłem bluzę w samochodzie...

Tak cieplej! ;)

W drodze powrotnej spotkaliśmy przy samym szlaku (chociaż w sumie nad Morskie Oko to raczej nie szlak prowadzi...) takie oto dzikie zwierze. Było bardzo niebezpieczne, raz na nas spojrzało leniwie, acz groźnie. Potem wróciło do rzucia tego co akurat żuło.

Dalej zdjęć już nie robiliśmy bo weszliśmy w las i szybko zrobiło się całkiem ciemno, ale za to cieplej bo bezwietrznie. W międzyczasie atakowała nas telefonicznie pani od kwatery cała chyba w strachu, że wcale się nie pojawimy. Uspokoiliśmy ją, że właśnie zmierzamy do samochodu i wkrótce przyjedziemy na co poinformowała nas, że klucz będziemy mieli za doniczką bo jej już nie będzie.

Pokój był na ostatnim (drugim ale bardziej jakby trzecim) piętrze co okazało się być dość kłopotliwe dnia następnego. Był za to w naprawdę wysokim standardzie i bardzo duży, właściwie składał się tak jakby z dwóch połączonych pokoi i do tego łazienki z prysznicem. Łóżka były trzy, z czego dwa dwuosobowe. Jak się przyjeżdża poza sezonem to można tak trafić :)

Kotleciki się niestety skończyły więc powędrowaliśmy na Krupówki. Odnoszę wrażenie, że niezależnie od pory roku jest tam mniej więcej trzy razy za dużo ludzi. To jeden z powodów dla których wolę jednak Bieszczady, jest ich tam znacznie mniej. Trafiliśmy w każdym razie do knajpki zwanej "Dobra Kasza Nasza". I chociaż robi mi się z tej relacji reklama produktów spożywczych to jednak i tak powiem, że jedzenie mają tam świetne. Każde z nas zamówiło kaszę z innymi dodatkami i próbowaliśmy nawzajem. Każda była dobra, M. wybrała jednak najlepszą. Tylko kurde nie pamiętam jaką... Wypiliśmy do kolacji po piwie czy dwóch i pełni satysfakcji z dobrze spędzonego dnia poszliśmy spać :)

>> Dzień drugi - Kasprowy Wierch

Dzień 1Dzień 2Dzień 3