Dzień trzeci - Wilno pokazuje co ma najlepsze ;)

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7Dzień 8

Wstaliśmy wcześnie (podkreślam to bo jestem dumny z tego faktu), zjedliśmy śniadanie dokładnie takie samo jak poprzedniego dnia, nikt się już zaprzyjaźniać nie chciał, zupełnie nie wiem czemu. Poszliśmy znaną nam już na pamięć drogą w kierunku kościoła z Mickiewiczem, dalej wzdłuż rzeki, między górą z zamkiem i górą z krzyżami, tam przeszliśmy przez most i byliśmy na ulicy uwaga, uwaga, Kościuszki :) Uroku już specjalnego nie miała, znajduje się już poza centrum więc bardziej przypomina typową ulicę w przeciętnym, postsowieckim mieście niż urokliwe uliczki starówki. Szliśmy nią dość długo aż trafiliśmy na rondo z ładnym kościołem do którego jednak nie zaglądaliśmy, raz z braku czasu, dwa z braku ochoty, ile można oglądać kościołów? Zwłaszcza gdy w perspektywie jest coś ciekawszego. I tak oto doszliśmy do muzeum maszyn i transportu. Wejście stanowiła jakaś buda ze szlabanem przy której stała armata i dwóch Litwinów. Zagadali do nas coś po rosyjsku, my do nich po angielsku że nie kumamy. Po chwilowej wyraźnie widocznej na twarzy konsternacji człowiek przy bramie rzucił "fri goł" i wskazał ręką bliżej nieokreślony kierunek za sobą. No to poszliśmy. A tam skarby...

Przekrój sprzętu w litewskiej armii był zdumiewający. Ot mamy znany każdemu Polakowi (a przynajmniej taką mam nadzieję - historię własną warto znać) radziecki transporter opancerzony.

T-72

Biedronka też lubi czołgi (co będzie jeszcze widać).

A lufy leżą i rdzewieją. Chętnie bym jedną przygarnął, nawet z całą resztą czołgu.

Kolejny transporter, też radziecki.

W sumie jak nie chcą czołgiem się podzielić to i takim transporterkiem bym się zadowolił. Co ciekawe można takie od czasu do czasu kupić na allegro, nawet nie są bardzo drogie. Gorzej z paliwem do nich.

Wóz wsparcia technicznego albo ciągnik artyleryjski, nie pamiętam :(

Na placu stały też szwedzkie transportery. Ale uwagę moją zwrócił duży, zamknięty garaż. Jak się okazało zamknięty, ale nie na zamek więc weszliśmy, nikt nas nie pilnował ani nawet nie zwracał na nas uwagi więc w sumie czemu nie. A tam kolejne skarby. Na zdjęciu silnik radzieckiego wojskowego motocykla.

Wnętrze i zewnętrze Zaporożca 968M

A to już motocykl produkowany przez Husqvarne.

Jak już pisałem - nikt niczego nie pilnował więc...

Solidne zawieszenie na radzieckie drogi :)

Stary dobry Dodge Power Wagon. Zawieszenie jak widać w gorszym stanie niż to radzieckie ;)

Radziecki motorek.

Komfort załogi nigdy nie był kluczową kwestią w radzieckich pojazdach wojskowych.

Angielski Land-Rover...

... i amerykański prawdziwy Jeep.

Wnętrze Jeepa też niezbyt zachęcające no ale on ma 70 lat!

A to już współczesny sprzęt biorący udział w jednej z zagranicznych misji litewskiej armii.

Całkiem mi tam było wygodnie jak widać :)

Jakieś bliżej niezidentyfikowane pojazdy bliżej nieznanego przeznaczenia.

Ciężarówki wszelkich producentów.

Znalazł się też Niemiec, jakiś taki smutny z pyska. Pewnie dlatego, że wokół jednak przewaga ruskich?

Jest i STAR! Nawet było na tabliczce napisane, że wyprodukowany w Starachowicach. Że to Polska nie napisali, ciekawe czy dla Litwinów to oczywiste?

Volvo z pancerną osłoną chłodnicy.

Kolejny Dodge, za klapami na tyle znajdowały się gniazdka elektryczne więc wygląda na to, że używany był jako mobilne źródło prądu.

Mój ulubiony Volkswagen Transporter :) Jeszcze kiedyś sobie takiego kupię i będę nim jeździł po Europie.

Opancerzona trumna na kołach.

Wnętrze trumny, atłasowego obicia jak widać brak, proste ławki musiały żołnierzom wystarczyć.

Skoro już były pojazdy z całego świata niemal to i kuter patrolowy można postawić :D

Autobus raczej cywilny. Żeby było śmieszniej pamiętam takie z wczesnego dzieciństwa :)

Pamiątki po Niemcach którzy wyraźnie mieli w tym miejscu swoje koszary nie tak dawno temu.

Do tego garażu nie weszliśmy, tak jakoś...

Kolejne ślady po dawnych mieszkańcach.

"Takie tam, z radarem"

Skoro był kuter to i wieżę artyleryjską z okrętu można postawić, a co!

System kierowania ogniem (też z okrętu oczywiście) który przynajmniej pod względem optyki wciąż działał, pooglądałem sobie świat przez celownik. Że włażę na ten sprzęt widziało dwóch pracowników którzy na trawniku jedli jakieś drugie śniadanie chyba. Całkowity brak reakcji :)

A skoro reakcji nie było to wszedłem też na ten sprzęt i sprawdziłem - korby działają, lufa przemieszczała się płynnie, lekko i zaskakująco szybko. Niby prosta mechanika, ale jej sprawność zrobiła na mnie wrażenie.

T-55AM Merida czyli polska modyfikacja starego dobrego T-55A.

Pancerna optyka.

Te czarne gumowe "płyty" to fartuchy przeciwko pociskom kumulacyjnym.

Po bokach wieży przyspawane dodatkowe opancerzenie.

Linka jest, nic tylko zlapac i zaciagnąć do domu...

Tabliczka muzeum :)

Kolejny statek z bursztynu :) Znajdował się w muzeum bursztynu czyli w parterowym sklepiku z pracownią pod którym znajdowało się kilkanaście gablot z ciekawymi okazami. Szczególnie ta z żyjątkami zatopionymi w bursztynie zrobiła na mnie wrażenie. Porobiłem tam trochę zdjęć, ale światło było kiepskie, wszystko za szybą więc wyszły słabo.

Z muzeum poszliśmy na obiad czyli przepyszne pyzy z mięsem i skwarkami. Nigdy nie byłem fanem pyz. Po tym jak jadłem je w Wilnie jestem stanowczo fanem pyz :D Reszta dnia upłyneła nam dość leniwie. Padał deszcz po raz pierwszy i ostatni podczas całej wycieczki. W restauracji z pyzami (a i kvassem, polecam!) dowiedzieliśmy się gdzie znajduje się jakieś miejsce w którym możemy wydrukować bilety (musieliśmy zmienić dane więc kopia z Warszawy już się nie nadawała)

Po drodze zahaczyliśmy o KFC (WIFI!), wydrukowaliśmy i wróciliśmy do hostelu w którym (choć byliśmy już wymeldowani) leżały nasze rzeczy. Skorzystałem jeszcze z prysznica, posiedzieliśmy w kuchni, miły pan z hostelu zadzwonił po taksówkę. Na dworzec mieliśmy blisko, ale wciąż padało i z tobołami po śliskich, mokrych uliczkach nie miałem ochoty iść. A taksówka kosztowała jakieś grosze. Do tego litewskie więc i tak nie było sensu z nimi wracać do Polski.

Sam dworzec, zwłaszcza w tych okolicach 22 nie prezentował się fajnie, o informację skąd dokładnie jedziemy było dość trudno. Autobus okazał się być stanowczo gorszy od poprzedniego, niby ta sama firma, ale trasa inna i już o ekranikach, wifi i gniazdkach z prądem pomarzyć można było tylko. Do tego za nami siedziała para o bliżej nieznanych pochodzeniu. Mówili ze sobą dziwną mieszanką języków z których jednym był bardzo poprawny angielski, ale czym były pozostałe i dlaczego używali więcej niż jednego nie wiem. Zachowywali się jednak bardzo głośno i niegrzecznie toteż stanowczo i też niezbyt grzecznie zwróciłem im w końcu uwagę. Nawet w miarę podziałało. A o godzinie mniej więcej siódmej rano wylądawaliśmy w Tallinie...

Dzień drugi - (wciąż) Wilno << >> Dzień czwarty - Tallin!

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7Dzień 8