Dzień szósty - Finlandia!

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7Dzień 8

Wstaliśmy o jakiejś absurdalnej godzinie, dokładnie już nie pamiętam, ale bez wątpienia było przed 6 rano. Tym razem w hostelu dyżurował miły, młody chłopak który nie robił nam żadnych problemów. Zjedliśmy spokojnie śniadanie i poprosiliśmy żeby zamówił nam taksówkę. Co prawda do portu było blisko, ale dokładnej drogi nie znaliśmy, a głupio było by spóźnić się na prom który co dość zabawne był z całej wycieczki najdroższy.

Decyzja okazała się być ze wszech miar słuszna gdyż zapłaciliśmy mniej niż 5 euro, a jak się okazało gdybyśmy szli piechotą to byśmy się raczej spóźnili. Bramki zamykali o 7:30, a myśmy byli 7:15. Prom był ogromny. Zdawałem sobie wcześniej sprawę, że to duże statki. Widziałem przecież już wcześniej nie jeden i nie dwa, ale jednak zrobił na mnie wrażenie gdy już na nim byłem.

Pogodę o poranku mieliśmy kiepską i senna jak my sami, wiało jak cholera, kropiło i poza nami na pokładzie nie było prawie nikogo.

Ptaszek był absolutnie wyluzowany i nic sobie nie robił z naszej obecności :)

Jak widać statek był włoskiej produkcji. Wzbudziło to mój lekki niepokój, ale jednak dopłyneliśmy szczęśliwie ;)

Myślę, że nie muszę tego komentować :D

Znaleźliśmy sympatyczne miejsce na pokładzie - pod daszkiem więc na głowę nie padało, za widocznym szklanym parawanem więc wiatr głowy nie urywał. A wszystko było widać.

Zdjęcie zrobione przez szybę jednej z wielu restauracji. Zbyt czysta (szyba) nie była co na jakości zdjęcia bardzo się odbija. To czego nie widać to fakt, że fala pozostawiana za nami ma parę metrów.

Mijanko :)

To normalny obrazek. Pod schodami, na schodach, przy toaletach, wszedzie leżeli i spali ludzi. Gdy płyneliśmy w drugą stronę na promie było dużo więcej ludzi i w niektórych miejscach leżało po kilka osób.

Jak wyżej.

Rozrywek nie brak, 1 euro - jedna gra, wygrałem!

Zbliżamy się do Helsinek, po drodze dobra setka takich skalistych wysepek, niektóre mają miniaturowe latarnie :) Wiatr wiał mi oczy.

Wysepki w swoim czasie miały zastosowanie militarne. Znajomość bezpiecznych szlaków była dużą przewagą przy bitwach morskich.

Duża, ważna wyspa. Można na nią popłynąć i pozwiedzać, ale nie mieliśmy na to tym razem czasu.

Ilość samochodów mieszczących się w promie też robiła wrażenie. W przeciwieństwie do okolicy portu. Pierwsze wrażenie było przygnębiające. Ogromne parkingi, jakieś hałdy, brudne budynki, ot taka przemysłowa okolica. Wystarczyło jednak przejść może kilometr w kierunku centrum i Helsinki okazują się naprawdę bardzo ładnym miastem.

Malutki cmentarz pomiędzy normalnymi budynkami i ulicami, właściwie groby na trawniku. Bardzo stare groby.

Centralne miejsce miniaturowego cmentarza.

Inny park kawałek dalej. Tym razem zamiast grobów nagie panie. Większość pomników jakie widziałem przedstawiało ludzi nago, nawet pomnik poświęcony żołnierzom przedstawiał nagiego mężczyznę.

Fiński poeta Eino Leino, wyjątkowo ubrany.

Tu pani też ubrana, z jakiegoś powodu w skórę wilka. Wszystkie następne pomniki jakie widziałem były już gołe i (niezbyt) wesołe.

Targowisko przy porcie :) Cena 15 euro za kilogram grzybów. Wynika z tego, że suszone grzyby kosztują tam jak u nas lepsze rzeczy :)

Hellman's ketchup łagodny! :D Ciekawe czemu nie Pudliszki :)

Byliśmy głodni, a targowisko oferowało też miniaturowe punkty z gorącym jedzeniem. Smakowało dużo lepiej niż wyglądało. To co widać to dorsz z grilla, bardzo smaczny był :)

Najtańsze jedzenie jakie widzieliśmy ;) Na obiad zjedliśmy zestaw składający się z mięsa jak w kebabie z renifera plus dwie czy trzy kulki, też z renifera. Ah smak! Ale zupka z łosia jeszcze lepsza.

Przy żółwiu spotkaliśmy wariatów podobnych do nas samych - jakąś starszą parę która też robiła zdjęcia. Zamiast biedronki mieli dwie małe, szklane figurki :) Pośmialiśmy się do siebie wzajemnie i było miło i sympatycznie.

Co autor miał na myśli pojęcia nie mam i chyba wolę się nie zastanawiać. Kojarzy mi się to z teledyskiem do kawałka Toola pt "Sober". To nie jest najlepsze skojarzenie mimo, że kawałek świetny.

Za mną, a właściwie za tym białym biurowcem widać kopułkę na dachu cerkwi. Poszliśmy do niej, była ładna, ale zdjęcia w niej zrobione już nie...

Wędrując dalej nabrzeżem doszliśmy do muzeum wojskowości. To przed nim był pomnik poświęcony poległym żołnierzom przedstawiający nagiego i smutnego pana w dziwnej pozie. Na zdjęciu fiński szeregowiec czasów dawnych z biedronką siedzącą na granacie.

Ciekawostką pewną był pan w recepcji który przywitał nas całkiem ładnie wypowiedzianym "dzień dobry" :) Co prawda jak sam przyznał wiele więcej po polsku nie umie, ale i to było miłym akcentem.

Zabawki :)

"Bitch please..." :D Zdjęcie z lampą bo było tam ciemno bardzo.

Sporą część muzeum (które samo w sobie było malutkie) poświęcono wojnie z bolszewikami. Jedna z sal przedstawiała "wycinek frontu". Z widocznego na zdjęciu karabinu maszynowego można sobie było pocelować do Rosjan ;) Myślę, że nie lubią tego muzeum.

Ściana za karabinem skrywa malutkie pomieszczenie wysokie na może półtora metra pełniące funkcję schronu/mieszkania załogi.

W tym miejscu odtworzono zniszczony konwój z rosyjskim radzieckim dowódcą którego imienia już nie pomnę.

Sanki z karabinem maszynowym. Lepsze niż mój skuter śnieżny który miałem w dzieciństwie :(

Przy wyjściu z muzeum była malutka salka kinowa w której leciał film o współczesnych fińskich siłach zbrojnych, a obok niej to co widać czyli okazja do przymierzenia współczesnego sprzętu. Troche ten plecak ważył muszę przyznać.

A tu już pełna współczesność. Tak, swastyka nadal tam obowiązuje ;) Zauważyłem to też na pokazach lotniczych w Radomiu gdzie fińskie samoloty miały niebieskie swastyki na ogonach.

Zdobyty na Rosjanach i używany potem przez Finów (stąd swastyka) czołg T-26. O tak, byłem w siódmym niebie, mam z 10 zdjęć tylko jego.

Sturmgeschütz 40 G. To już niemiecka konstrukcja oczywiście. Jak widać niezbyt tam o nią dbaja, a szkoda bo to świetna maszyna.

Nie mogłem sobie darować :D

MoominShop okazał się być bardzo ciasnym sklepikiem w centrum handlowym który posiadał właściwe wszystko. Od naklejek, książeczek i kubków po garnki. Wszystko z muminkami :)

Wnętrze kościoła. Cały jest wykonany z drewna, nie ma innego wyposażenia niż to które widać. Odbywają się tam msze różnych wyznań.

A tak wygląda z zewnątrz. Co autor miał na myśli nie ujawnił, w wiszącym obok FAQ znajduje się informacja, że celowo pozostawił to do interpretacji zwiedzającym. Mnie się kojarzył z doniczką na kwiatek, niektórym podobno z Arką Noego albo jajkiem.

Drugi kościół, tym razem w skale :) Gdy przysliśmy trwała tam próba i czworo ludzi grało całkiem przyjemnie na instrumentach. Posiedzieliśmy tam jakiś czas i wygonili nas dopiero całą gromadą Japończycy :) Jeden z nich, pan na oko w wieku w którym ludzie już życ nie powinni, jedną ręką robił zdjęcia, a drugą w tym samym czasie kręcił film. Multitasking level Japan.

Nie żebym był islamofobem (no dobra, w sumie jestem), ale gdy natrafiliśmy na tą tabliczkę to mnie troche zmroziło.

Z istotnych rzeczy jeszcze - w Helsinkach mówią ładniejszym angielskim niż w Londynie. Ze wszystkich miast w których byliśmy w Helsinkach było najwięcej żebrzących osób - sami cygańskiego bądź arabskiego pochodzenia. Ogólnie miasto nie tak ładne jak Tallin, ale widać że czyste, dobrze zorganizowane i hm... Cywilizowane :)

Powrót promem był dość ciekawy, zrobiliśmy zakupy w bezcłowym sklepie i przy okazji widzieliśmy jak Rosjanie kupują alkohol. Broń boże nie na sztuki, nawet nie na skrzynki, na wózki :D Do Helsinek definitywnie muszę jeszcze wrócić na dłużej niż jeden dzień.

Dzień piąty - Tallina ciąg dalszy << >> Dzień siódmy - Łotwa...

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7Dzień 8