Dzień siódmy - Łotwa...

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7Dzień 8

Tym razem jechaliśmy rano, a nie nocą. Autokar Simple Express był na tej trasie bardzo simple, co prawda miał gniazdka elektryczne, ale nie działały. Jechali nim też Polacy, czterech czy pięciu chłopa koło pięćdziesiątki. I sprawdziła się stara prawda, że nie ma to jak spotkać rodaków za granicą. Przekleństwa, buractwo, hałaśliwe zachowanie, wykłócanie się (oczywiście po polsku) z obsługą autokaru. Po prostu super.

W czasie podróży nie widzieliśmy za wiele, właściwie polski krajobraz, lasy, łąki, troche pagórków, nic szczególnego. Ciekawe miejsca były dwa. Pierwsze to dawne przejście graniczne z którego pozostały opuszczone budynki, drugie to już coś całkiem dziwnego - duże, uschnięte drzewo na pustkowiu przy drodze pomalowane w całości na intensywny pomarańczowy kolor. Po co? Pojęcia nie mam.

Przejazd przez samą Rygę był dość ponury, typowe postsowieckie miasto, raczej zaniedbane i szare. Szczytem był jednak dworzec. O ile sam w sobie nie był taki najgorszy to znajdował się między tunelem pod torami kolejowymi (bezdomni), a targowiskiem jakie pamiętam i z Polski. Z Polski sprzed 20 lat. Handlowano wszystkim na straganach składających się ze stołu z daszkiem, podłoże stanowiło na szczęście dość sucha ziemia. Żeby było weselej nasz hotel znajdował się po drugiej stronie targowiska i trzeba było przez nie przejść bo była to jedyna droga. Hotel z zewnątrz wyglądał ładnie i miał dumnie połyskujące dwie gwiazdki. Napawało optymizmem po przejściu przez targ. Niepotrzebnie...

Łóżka miały być dwa. Właściwie były dwa, ale stojące obok siebie i ześrubowane. Jednak z deską między nimi. Na dobrą sprawę ani to dla dwóch osób osobno bo przecież łóżka razem, ani dla pary bo przecież decha na środku. Miała być suszarka do włosów. No cóż, nie było. Wifi za to było. Tylko że na hasło którego nie dostaliśmy. W łazience nie było na czym położyć rzeczy, poza miniaturową półeczką pod lustrem nie było żadnej płaskiej przestrzeni poza podłogą. Pod prysznicem (do którego jeszcze wrócę) też żadnej półeczki na szampon czy cokolwiek innego. Wszystkie hostele w których byliśmy miały lepszy standard przy kilkukrotnie (!) niższej cenie. Do tego gdy jechaliśmy windą to się radośnie zatrzymała i przestała reagować na jakiekolwiek guziki. Spędziliśmy w niej z pięć minut nim ktoś z innego piętra ją wezwał i pojechała. Więcej z niej nie korzystaliśmy... Zostawiliśmy rzeczy czym prędzej i ruszyliśmy w miasto.

Jedna z nielicznych budek na targowisku, jak widać z karmą dla zwierząt. Sprzedającej tam wielkiej pani zupełnie nie przeszkadzało, że gołębie wyżerają jej towar ;) Może forma reklamy? ;)

Wejście na najładniejszą część Rygi, samo centrum starego miasta.

Chyba najciekawszy budynek - Dom Bractwa Czarnogłowych. Skąd im się na północy wzieli Murzyni nie wiem.

Biedronka w sumie też w połowie czarnogłowa!

A to może 100 metrów od zabytkowej części miasta. Między tym gustownym, zwiewnym pomnikiem a samym rynkiem znajduje się paskudne postsowieckie kino o kształcie pudełka do butów...

Nazwy tego placu nie pamiętam niestety. Cały był zastawiony ogródkami piwnymi i rzeźbami na sprzedaż. To pomarańczowe na sowie to cena :)

Jak wyżej :)

Takiego pająka to bym sobie kupił nawet gdyby nie fakt, że ważyl pare kg i raczej bym go samolotem nie zabrał ;)

Zupełbym przypadkiem trafiliśmy też na jakiś zlot zabytkowych pojazdów. Zdjęć z niego mam ze 30, ale komu by sie chciało to oglądać :) Obok był ogromny, średniowieczny kościół do którego wejście zagrodził nam niemiło wyglądający facet i kazał spadać. Dość dziwne to było. Ogólnie odnosiłem tam wrażenie, że ludzie są mało przyjaźni. Nawet na tle Litwinów.

Cat House :)

Ta piękna maszyna stała sobie w dziwnym miejscu. Coś jakby podwórko kamienicy, ale ze szklanym dachem. A w centralnej części, pod tym szklanym dachem fontana. Na podłodze zaś dywan, na dywanie motor. Na dobrą sprawę trudno było stwiedzić czy jest się na dworze czy w budynku.

Wspomniany wyżej dach.

Muzeum wojska. Zwiedziliśmy je następnego dnia.

Jakiś most, jeden z wielu. Łaziliśmy po mieście tak trochę już bez celu. Część była naprawdę ładna i zadbana, część wręcz przeciwnie.

Wieczorem poszliśmy do baru. Piwo było naprawdę dobre, a do tego w TV leciał Polsat i mecz naszej reprezentacji w siatkówkę :) Z baru uderzyliśmy do klubu, ale okazał sie zupełnie zawalony ludźmi i panował w nim koszmarny hałas. Wyszliśmy po chwili, kupiliśmy piwo w pobliskim sklepie i wróciliśmy do "hotelu".

Ogólne wrażenie było raczej takie sobie, niewiele było w Rydze do zobaczenia, ceny wyższe niż w Wilnie. Rano mieliśmy problem żeby znaleźć miejsce z fajnym jedzeniem (pierwszy raz podczas całej wycieczki), w końcu trafiliśmy do bardzo drogiej restauracji gdzie jedzenie było owszem smaczne, ale porcja taka no... Dziecięca. Tylko kvass pyszny i wart każdej ceny ;) Wieczorem skończyło się tak, że poszliśmy o zgrozo do subwaya zamiast zjeść coś lokalnego...

Dzień szósty - Finlandia! << >> Dzień ósmy - nigdy więcej lotniska w Rydze :)

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7Dzień 8