Dzień czwarty - Tallin!

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7Dzień 8

Dworzec w Tallinie jest już całkiem (jak na dworzec) ładny, czysty i zadbany. Było też na nim Wi-Fi więc bez problemu skorzystałem z nawigacji w telefonie i mimo porannych mgieł dość łatwo trafiliśmy do hostelu. Humor z samego rana miałem szczerze mówiąc taki sobie gdyż w busie się nie wyspałem zupełnie, gardło mnie bolało i w ogóle jakoś tak. Szybko mi jednak przeszło gdyż hostel znajdował się w starej, pięknej części miasta która zrobiła na mnie od razu wrażenie. Samo miejsce naszego postoju przywitało nas miło. Sympatyczna pani pozwoliła nam zostawić rzeczy, poinformowała, że nasz pokój będzie gotowy od południa czy coś koło tego, zrobiła nam na śniadanie małe naleśniczki w dużej ilości (z nutella!) i ogolnie wypadła bardzo pozytywnie.

Po naleśnikach poszliśmy przejść się tak po prostu po mieście i co tu dużo mówić, było świetnie mimo, że oczy zamykały mi się same :) Gdy wróciliśmy do hostelu okazało się, że mamy pięcioosobowy pokój tylko dla nas. Piętrowe łóżko (na dole podwójne, na górze jedynka) plus jeszcze dwa osobne jednoosobowe. Innego wyposażenia właściwie w pokoju nie było, za półkę służył więc duży parapet. Spało mi się świetnie, a po drzemce poszliśmy zwiedzać dalej.

Pomnik o ile mnie skleroza nie myli poświęcony estońskiej ekipie sportowej która wygrała jakieś zawody. Za nim widać dość ważny budynek - Hotel Viru w którym spędziliśmy trochę czasu kolejnego dnia.

Jedno z kilku wejść na teren starego miasta. Wysoka wieża w tle po prawej stronie jest częścią ratusza, najważniejszego budynku tej wycieczki. Przy uliczce którą widać za mną, mniej więcej w połowie drogi do samego rynku znajdował się hostel, trudno o lepszą lokalizację :)

Inne ujęcie na wieżę, było ich ponad 20, sporo stoi do dziś.

Średniowieczna toaleta ;)

Część murów miejskich otwarta jest dla zwiedzających, kosztuje to kilka euro, ale warto. Przeszliśmy nimi oczywiście i zobaczyliśmy z nich między innymi jak fajnie niektórzy mieszkają :)

Kolejny przykład polskiego udziału w odbudowie krajów nadbałtyckich, aczkolwiek co to PKZ Białystok nie wiem i napis mnie mocno zaskoczył.

Widok z murów na starówkę.

Wnętrze jednej z wież, wchodziło się na nią ciasnymi, krętymi schodami.

W tym miejscu schodziło się z muru i wychodziło na teren miasta przez miniaturową galerię (dziwnej) sztuki.

Baszta Gruba Małgorzata z XVI wieku, zdjęcie takie sobie bo robiło się już ciemno.

Tablica przy pomniku upamiętniającym zatonięcie MF Estonia.

Tablica w bramie Grubej Małgorzaty upamiętniająca ucieczkę ORP Orłą z Tallina w 39 roku :)

We wnętrzu Małgorzaty znajduje się muzeum morskie, jeden z pierwszych eksponatów to ten skafander (?) przy którym znajduje się informacja iż jakoś tak się złożyło, że nie był używany ;) Biedronka oczywiście musiała mieć przy nim zdjęcie - w Grecji też miała podobne ;>

Stare radio z jakiegoś starego okrętu. Teraz lepsze noszę w kieszeni ;) Samo muzeum było dość ciekawe, ale z robieniem zdjęc było w nim tak sobie, poza tym zbliżał się czas zamknięcia więc się śpieszyliśmy.

Naga pani jedzie na złym wilku. Czyli restauracja z klimatem, ale cenami dla bogatych ludzi ;)

A to już mistrzostwo świata według Estończyków. We wspomnianym już ratuszu znajduje się mała... Hmm... Karczma w zasadzie :D Dwie duże, wesołe, gadatliwe i średniowiecznie ubrane panie sprzedają to co widać i prawie tylko to co widać. Czyli zupę z łosia - PYSZNA, kiełbaski z łosia też dobre chociaż ja kiełbas nie lubię, ogórki kiszone gratis do kiełbasek, pieczone na miejscu bułeczki z farszem do wyboru - dziczyzna, wieprzowina, jabłko i marchew, oraz świetne piwo. Można też kupić suszone paski mięsa z (uwaga uwaga) łosia, bardzo dobre, ale na zdjęcie się nie załapały bo je zjadałem od razu :D

Byliśmy tam codziennie i osobiście zakochałem się w tym miejscu :) Zwłaszcza wieczorem jest uroczo gdyż za oświetlenie służą wyłącznie świeczki i ogień w piecu. Uwielbiam taki klimat.

Na tym zdjęciu choć tego nie widać jestem co najmniej lekko pijany. Chyba przeziębienie i zmęczenie mnie wtedy mocno osłabiły bo wypicie jednego, co prawda litrowego, ale wciąż tylko jednego piwa zmiękczyło mnie strasznie na dobrą godzinę. Obok mnie coś bliżej nienazwane upamiętniające fakt, że Tallinem władały zakony.

Kolejny fragment miejskich murów przy których mieszkają ludzie. Znajdujący się za mną dom ma jak widać wejście w dachu przy murze i drugie dwa piętra niżej na ulice.

Kolejna z wież (mówiłem że ich dużo).

Jak widać mury były grube :) Przeszliśmy tą bramą na drugą stronę miasta, znajduje się tam boisko pełne dzieciaków, duży park i ogólnie rzecz ujmując bardzo ładna, choć już nie zabytkowa okolica.

Trafiliśmy też przypadkiem na kanadyjską ambasadę, zdjęcie z pozdrowieniami dla Chrisa ;)

Spacer skończyliśmy późnym wieczorem, miasto dopiero zaczynało żyć, ale większość restauracji zamykano koło 22. Mieliśmy jednak ochotę na jakieś dobre piwo więc gdy zaczepił nas uśmiechnięty, tradycyjnie ubrany kelner z informacją, że kuchnie zamykają, ale piwo jeszcze wypijemy to skorzystaliśmy. I tu popełniliśmy błąd bo po prostu zamówiliśmy piwo bez zaglądania w kartę. Było dobre, podobne do miodowego Ciechana tylko lepsze. Ale 10,5 euro za jedno to ono warte nie było... :D

Dzień trzeci - Wilno pokazuje co ma najlepsze ;) << >> Dzień piąty - Tallina ciąg dalszy

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7Dzień 8