Üdvözöljük!

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7

Pomysł wyjazdu był całkowicie spontaniczny. Dostałem krótkiego maila treści mniej więcej - "chciałbyś polecieć do Budapesztu w kwietniu?" na którego odpisałem "Tak". I to właściwie było tyle. Samolot o wczesnej godzinie kosztował grosze. Hostel jak się okazało również, 25 czy 30 zł za dobę. Nad czym się tu było zastanawiać?

Lot trwał bardzo krótko, niestety jak zwykle miałem pecha i było pochmurno więc niczego ciekawego po drodze nie widziałem...

Za to na lotnisku przywitał mnie taki znak. Tak Węgrzy witają, mało przyjaźnie muszę powiedzieć :) Sama obsługa lotniska za to bardzo miła, udało się dogadać gdzie chcę dojechać, miła pani wyjaśniła, że najlepiej kupić "Transfer ticket" co też uczyniłem. Specjalny autobus (w którym kasuje się połowę biletu) z lotniska dowiózł mnie do metra (tu skasowałem drugą połowę). Na dobrą sprawę przejazd przez miasto gdyby nie te wszędobylskie kropki nad literami sprawiał wrażenie jakbym nie opuścił Polski.

Metro jak widać potrafi być naprawdę głęboko, ale zajechałem nim niemal pod sam hostel.

Do hostelu dotarliśmy łatwo, prosto i przyjemnie. Wpuściła nas miła dziewczyna która w pięciu zdaniach powiedziała co miała do powiedzenia i zniknęła. Więcej jej nie widziałem. Rozbawiła mnie (i spodobała mi się, a co!) jedna kwestia. Otóż hostel załatwiany był przez jedną z moich towarzyszek, ona też uzgadniała wszystkie szczegóły. A dziewczyna z obsługi zręcznie ją omineła w przejściu i klucz wręczyła mi. Równości płci nie uznaje jak widać, a nie była jedyną w Budapeszcie ;) Na zdjęciu tablica, już samo WiFi password zasługiwało na uwiecznienie.

Widok z drzwi hostelu na wewnętrzny dziedziniec kamienicy w której się znajdował. Nie wyglądała na zamieszkałą, nie widziałem ani razu żadnych sąsiadów.

Przy tej ulicy znajduje się hostel, nadal nie wiem jak to się wymawia.

To już wiem jak się wymawia, ale się wstydze.

Dworzec kolejowy, stary i piękny czego nie udało mi się niestety uchwycić na zdjęciu

Eiffel Ter czyli ładny plac obok dworca widocznego w tle. Przede mną zaś małe Tesco o którym też warto napisać. Otóż robiłem w nim zakupy właściwie codziennie, zdarzało mi się długo marudzić (obsługa miała problem z angielskim), raz chyba popsułem automatyczną kasę z której odważyłem się skorzystać mimo, że wszystko było po węgiersku. I co? I nic, ludzie się do mnie uśmiechali, nikt mnie nie popędzał, nie robił min, kolejka zawsze była (z braku lepszego słowa) przyjemna. Da się? Da sie.

W wielu oknach wisiały flagi, nie wiem czy z powodu jakiegoś święta czy tak po prostu.

"Még egy terézvárosi kutya sem képes maga után takarítani" czyli tłumacząc na Kali jeść, Kali pić coś o tym, że pies sam po sobie nie jest w stanie posprzątać więc wypada posprzątać za niego :)

Co kropelka taśma sklei...

Ładny budynek przy placu z czterema pomnikami, teoretycznie miejsce dość urokliwe.

Pomnik numer dwa.

W praktyce jednak jak widać budynki są w tragicznym stanie. Okna albo wybite albo zabite dechami...

Niezbyt twarzowe zdjęcie na ładnej ulicy prowadzącej w ważne miejsce. Bezpośrednio pod nią znajduje się linia metra M1, jedna z najstarszych na świecie, konkretnie z 1896 roku. Z niej też będą zdjęcia.

Tak zniszczonych budynków w Budapeszcie jest bardzo dużo niestety.

Koniec ulicy czyli Plac Bohaterów (widok na Muzeum Sztuk Pięknych).

Najsłynniejszy pomnik w Budapeszcie czyli Pomnik Tysiąclecia.

Drugi budynek muzeum sztuki na przeciwległej stronie placu.

Tablica informacyjna, po angielsku (nie jest to takie oczywiste jakby się wydawało).

Budynek ciekawy aczkolwiek nie w stylu który lubię, ostatecznie nie byłem w środku.

Franciszek II Rakoczy i Lajos Kossuth, dwaj z przedstawionych tam bohaterów narodowych.

Chociaż nie widać tego na zdjęciach to miejsce robi spore wrażenie.

Zaraz za nim znajduje się bardzo ładny park.

Woda w części po lewej stronie ma może 20 cm głębokości, po prawej znacznie więcej.

Restauracja nad wodą...

Starsza pani sprzedająca zrobione przez siebie drobiazgi.

I stacja metra w środku parku :D

Park ładny, ale jak widać utrzymany tak sobie.

W tle Zamek Vajdahunyad, budowla ciekawa bo ma niewiele ponad 100 lat, warto o niej poczytać choćby na wikipedii :)

Staw obok zamku. Latem wykorzystywany do różnego rodzaju sportów wodnych, zimą zamieniany w lodowisko.

Zamek z boku.

I śpiący pod nim bezdomny. Tego pierwszego dnia mnie to zaskoczyło nieco. Z czasem się człowiek przyzwyczaja - bezdomni są wszędzie.

Z jakiegoś powodu przy jednym z wyjść z parku znajduje się pomnik Waszyngtona.

Tak, ten pan odpoczywa i coś je :)

Węgierska flaga z dziurą po wycinanym komunistycznym godle.

Pomnik o ile pamięć mnie nie myli symbolizujący zjednoczenie się narodu w oporze. Na jednym końcu błyszcząca, jednolita ściana ze stali, na drugim pojedyńcze, zardzewiałe słupy.

Pani w zwiewnej sukience na dachu hotelu...

Jedno z wielu przejść podziemnych. Nie dość, że są w nim (częściowo zdemolowane) budki telefoniczne to jeszcze jak widać w tle - ktoś z nich czasem korzysta.

Pierwszy dzień upłynął na leniwym spacerowaniu i orientowaniu się w najbliższej okolicy, ale klimat miasta czułem od razu. I podobał mi się też od razu :)

>> Wzgórze zamkowe

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7