Spacer i urocza rozmowa na pożegnanie

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7



Samolot powrotny mieliśmy koło 5 rano, licząc z dojazdem z hostelu należało wyjść po 3. Nie było sensu kłaść się spać. Ostatniego dnia spałem więc do późna, a pozostały czas poświęciłem na leniwe wędrowanie po mieście, kupowanie prezentów, próbowanie jedzenia itp.

Kolejna z bardzo wielu fontann, kolejna nieczynna.

Budynek parlamentu z bliska.

Potężny gmach stojący na przeciwko.

I parlament z innej perspektywy.

Franciszek II Rakoczy.

Nie udało mi się wejść do środka, jak się okazało rezerwacje należało zrobić dobry miesiąc wcześniej. Szkoda bo podobno warto, ale cóż, jest to kolejny powód żeby jeszcze wrócić na Węgry :)

Kwatera Hitlera?! Nie... Hotel Mariott...

I od strony Dunaju. Wsród eleganckich, w większości zabytkowych budynków komuniści postawili to...

Piotruś Pan.

I zmęczony starszy pan.

Zdjęć z dalszej wędrówki nie mam bo krótko mówiąc - nie chciało mi się już ich robić. I tak nie oddawały klimatu. Budapeszt z jednej strony jest wyraźnie biedniejszy od Warszawy, z drugiej - znacznie, ale to znacznie bardziej przyjazny. Nie chodzi nawet o to, że komunikacja miejska jest sprawniejsza, a zabudowa mimo kwiatków jak Mariott, mniej komunistyczna. Chodzi o ludzi którzy częściej są uśmiechnięci, mniej się spieszą, mniej irytują. Nawet jak się nie rozumieliśmy (czyli zazwyczaj) to widać było chęć pomocy i raczej rozbawienie niż zdenerowanie. Kościół obok synagogi z klubem nocnym po drugiej stronie ulicy? Też żaden problem...

Osobnym tematem jest życie w metrze. Bo metro w Budapeszcie to nie tylko sposób komunikacji, ale też takie trochę podziemne miasto z własnymi sklepami i mikroklimatem. Ostatniej nocy nie kładłem się spać, zamiast tego, będąc już spakowanym poszedłem ostatni raz przejść się po okolicy. Na jednej ze stacji metra podeszła do mnie młoda, zupełnie normalnie ubrana, śliczna (wspominałem, że Węgierki są nie tylko usmiechnięte ale i bardzo ładne?) dziewczyna i zaćwierkała coś po swojemu. Odpowiedziałem nauczony doświadczeniem bez specjalnej nadziei:
- Sorry, only english.
- Ok. Blow job six thousand, sex ten thousand.
W tym miejscu nieco mnie zatkało i zaskoczony odpowiedziałem, że wkrótce wyjeżdżam i nie mam już prawie pieniędzy. Dziewczyna się nie zraziła i dialog popłynął dalej:
- Oh ok, so where are you from?
- Poland
- Really? You are so cute... And from Poland! Ok, for you eight thousand.

Jak nie kochać miasta w którym po tygodniu pobytu najlepiej mówiącą po angielsku osobą okazuje się być prostytutka dająca zniżki?!

Siofok i Balaton <<

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7