Aquincum

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7

A największa atrakcja to ruiny Aquincum - ogromnego jak na tamte czasy rzymskiego (a jakże!) miasta. Populacja dochodziła do 40 tysięcy ludzi, istniały termy, centralne ogrzewanie, miejskie mury i amfiteatry. A potem przyszli Hunowie...

Mimo, że eksponowane ruiny znajdują się nieco na obrzeżu miasta to dojazd jest prosty, jak właściwie wszędzie w Budapeszcie. Metro - tramwaj i jest się na miejscu.

Widok zza płotu od strony przystanku.

Tablica przy wejściu.

Całość składa się z trzech części - wystawy rzeźb i innych elementów na powietrzu, ale ustawionych pod dachem. Ruin i niewielkiego budynku z muzeum w którym niestety nie można było robić zdjęć. A szkoda bo były tam pięknie wykonane drobiazgi zapomniane przez Rzymian.

Zdobiony bok sarkofagu z inskrypcją (niestety nigdzie nie było tłumaczeń).

I jego wnętrze.

A to rekonstrukcja odnalezionych w 1931 roku organów wodnych, instrumentu muzycznego wykorzystującego powietrzę oraz wodę pod zmiennym ciśnieniem do wydawania dzwięków.

Bezgłowe popiersie w budynku muzeum.

I cała figura, niestety też bez głowy.

Pogoda z jednej strony groziła deszczem, z drugiej przynajmniej nie było upału.

Kolejna z bardzo wielu płaskorzeźb.

I kolejny sarkofag.

Elementy ogrzewania podłogowego pod budynkiem.

I pozostałości naprawdę okazałej budowli.

Kanalizacja albo element sieci grzewczej.

Domu już nie ma, ale jego próg wciąż można przekroczyć.

Do czego to służyło niestety nie wiem.

Plan łaźni.

Okalający zabudowania kanał.

I moje małe stopy dla skali :)

Kolejny plan potężnego budynku.

Jeden z większych zachowanych fragmentów z podejrzanym tunelem w rogu.

Nie było niestety żadnego opisu co to jest.

Forum świątynne.

Nie zostało z niego wiele.

Kolejna łaźnia.

I jej plan w innej formie.

Układ kanałów doprowadzających gorącą i zimną wodę był bardzo rozbudowany.

Jeden z głównych basenów.

Na tych słupkach opierała się posadzka pod którą przepływała gorąca woda.

Drugi z głównych basenów.

I znacznie lepiej zachowana konstrukcja ogrzewania.

Kolejna nieprzetłumaczona informacja...

I świetnie ukazana złożoność konstrukcji.

Rozmiar sam w sobie też robi wrażenie.

Mini fontanna z pitną wodą.

Kolejne płaskorzeźby.

Głowy odpadają wyjątkowo łatwo.

Chwilę kropiło, ale potem wyszło słońce.

Kolejny podziemny kanalik.

I kolejny basen.

Posadzka się nie zachowała, ale po progach widać jaki był jej poziom.

Zachowany fragment mozaiki.

Starożytna wersja studzienki kanalizacyjnej.

I takiż zegar.

Kolejny basen, tym razem prywatny.

I niestety słabo widoczna na zdjęciu mozaika obok niego.

Widok na ruiny od strony muzeum. Znajdował się tak malutki punkt widokowy na górce z której można było obejrzeć ruiny. Była tam lornetka z naniesionym obrazem miasta sprzed dwóch tysięcy lat dzięki czemu można było dokładnie zobaczyć jak każdy budynek kiedyś wyglądał.

Kilkaset metrów od muzeum znajdują się ruiny amfiteatru na kilka tysięcy osób. Wejścia na arenę są dwa, w jednym stoję, drugie widać dokładnie za moimi plecami.

Całą arenę otaczał mur wystarczająco wysoki żeby ucieczka była w zasadzie niemożliwa :)

Z trybun została tylko kontrukcja. Ławki były zapewne drewniane.

Miejsce o tej porze roku naprawdę ładne. Dopóki się człowiek nie zacznie zastanawiać co się działo w miejscu w którym stoi ;)

Arena była znacznie większa niż to wynika ze zdjęcia. Robiła naprawdę duże wrażenie.

Pewnym minusem całej sytuacji był fakt, że gdy tak łaziłem na zakamarkach trafiłem na młodego mężczyznę w dresie, z butelką piwa (nie pierwszą tego dnia na pewno) i dwiema dziewczynami. Z jedną się akurat całował, drugiej trzymał ręce pod bluzką. Zachwycony moim "najściem" nie był co najmniej tak samo jak ja jego obecnością...

Kolejnym przystankiem było muzeum narodowe na wzgórzu. Było bardzo ciekawe, zwłaszcza cała ekspozycja poświęcona Hunom. Zdecydowanie warto odwiedzić. Niestety nie mogłem robić zdjęc.

Polskiego orła pozostawionego przez któregoś z polskich władców nie mogłem sobie jednak darować i pstryknąłem ukradkiem.

Wnętrze kaplicy. Sporo było miejsc w które można było się zapuścić zupełnie samemu, niektóre wyglądały wręcz na porzucone...

Na wzgórze można wjechać jeśli jest się leniwym i chodzić nie lubi. Ja wolałem jednak iść, teren jest parkowy i przyjemny.

W drodze powrotnej wylądowałem na stacji metra z taką oto rzeźbą. Kto to i co tam robił - nie wiem.

Muzea lepsze i gorsze << >> Dreptanie po mieście

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7