Muzea lepsze i gorsze

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7

Dzień zacząłem wcześnie bo naprawdę dużo miejsc zamierzałem zaliczyć tego dnia, wszak 72 godziny karty miejskiej to nie tak dużo czasu ;) Pierwsza została całkowicie zmarnowana...

Ulotka którą dostałem razem z kartą miejską ładnie i ciekawie prezentowała Muzeum Ferenca Hoppa jako miejsce w którym zobaczyć można 20 tysięcy (robi wrażenie!) dzieł sztuki i rzemiosła z Azji. Oraz co ważne dla mnie - cała sala poświęcona Japonii, japońskiej broni, Samurajom i w ogóle...

Zaczyna się skromnie - od ogrodu w którym stoi sporo ciekawych, ale podniszczonych rzeźb. Sam też wyglądam na podniszczonego, ale to wyłącznie wczesna pora i ostre światło ;)

Tabliczka na budynku.

I element architektury, statkiem to przywieźli czy zbudowali od zera, trudno powiedziec, informacji brak.

Odrobina świętokradztwa :)

Trochę żółw, trochę smok, trochę kaczka.

Ogród przy willi w której mieści się muzeum choć skromny i niewielki, zrobił na mnie miłe wrażenie. Tym chętniej wszedłem. Za ladą siedziała uśmiechnięta pani która z uśmiechem choć głównie na migi wyjaśniła, że co prawda w ulotce od karty jest napisane, że moge wejść za darmo to jednak nie mogę. Ale mam zniżkę. Trochę się zdziwiłem, ale co tam. Zapłaciłem, pani pokazała schody, pokazała że "noł foto hir" i zniknęła za drzwiami.

Co znalazłem na górze? Małą salkę z lalkami z bodajże Indonezji. Drugą mniejszą salkę z jedną lalką którą można się było pobawić. Drzwi ma kolejne piętro - zamknięte. Całość zwiedzania to może 15 minut, a nigdy wcześniej i nigdy później nie poświęciłem tyle uwagi żadnym lalkom.

Próba wyjaśnienia z panią na dole, że tu chyba miała być jednak ciut większa i ciut inna wystawa skończyła się jej uśmiechami i otrzymaniem informacji, że remont czy coś w tym stylu. Drugi rok już.

Za podsumowanie niech posłuży tekst z TripAdvisora na który trafiłem niestaty długo po wizycie złożonej osobiście - "Avoid as if the location is an Ebola research centre." Nic dodać, nic ująć.

Kolejny przystanek - główna hala Muzeum Sztuki.

Więcej zdjęć z niego nie będzie gdyż nie można było używać lampy, a w salach światło było przygaszone. Zresztą nie zachwyciło mnie specjalnie, ot malarstwo, dużo malarstwa. Zupełnie nie moja tematyka. Tylko kilka obrazów zatrzymało mnie na dłużej. Pewną dość skuteczną próbą ożywienia były zagadki dla zwiedzających w stylu "dlaczego na obrazie tego pana znajdują się poza nim także obrazy cytrusowe?". Odpowiedź to "bo były piekielnie drogie i ich obecność na stole świadczyła o bogactwie". Lans na pomarańcze to było coś!

Ciekawsze okazały się podziemia muzeum - znajduje się tam kilka sal poświęconych starożytnemu Egiptowi. Mumie, sarkofagi, płyty z hieroglifami. Przy okazji jest też tablica informująca o odbytej wiele lat temu polsko-węgierskiej ekspedycji badawczej. Dużo mamy z Węgrami wspólnego.

Ogólnie muzeum polecam raczej fanom niż każdemu.

Czołg T-54 w Muzeum Terroru stojący w oleju który zdaje się z niego wypływać i powoli spływać po krawędziach postumentu. Robi to dość upiorne wrażenie i dobrze oddaje charakter miejsca.

W przeciwieństwie do poprzedniego - to muzeum należy odwiedzić. Zdjęć w nim niestety nie wolno robić, ale może to i lepiej. I tak nie oddały by zupełnie klimatu tego miejsca. Należy dodać - klimatu osiągniętego prostymi i właściwie nielicznymi środkami, a jednak robiącymi ogromne wrażenie. Nic tam nie skacze, nic nie krzyczy, a jednak ogarnia człowieka z jednej strony niepokój, z drugiej radość, że te czasy minęły. Najbardziej zapadła mi w pamięć jazda windą, ale nie będę zdradzał dlaczego.

Wielka mucha na ścianie metra.

I napis na jednej ze stacji który mnie serdecznie rozbawił.

Same stacje potrafią być jak widać ogromne. To tylko jeden z dwóch poziomów.

Memento Park zwiastują ustawione wysoko i ogromne buty Stalina - tyle zostało z jego pomnika po rewolucji z 1956 roku.

Na miejsce można podjechać autobusem miejskim odjeżdżającym prosto ze stacji metra (tylko nie pamiętam już której ;) ). Kierowca widząc nas na przystanku z mapką od razu zawołał "Memento park go go", wsiadłem więc i zostałem wywieziony właściwie za miasto. Park jest przy samym przystanku, jest to otoczony murem, mniejszy niż się spodziewałem teren. Ustawiono na nim komunistyczne pomniki z całego Budapesztu. Moim zdaniem świetny pomysł, a na pewno lepszy niż budzące mniej lub bardziej uzasadniony sprzeciw Rosjan niszczenie ich. Obsługa okazała się być potwornie wręcz niemiła, ale poza opłaceniem biletu nie miała żadnej roli więc nie było to zbyt istotne.

Wielki Lenin przy wejściu.

I mniejszy Lenin przy którym można nawet odpocząć.

Pora już była wieczorna, zrobiło się zimno i bardzo wietrznie. Z lewej strony widać wejście do parku.

O ile mnie pamięć nie myli pomniki są niestety opisane tylko po węgiersku.

Kun Béla. Węgierski komunista jakich wielu, ciekawe jest natomiast to - "Od 1928 mieszkał w ZSRR, gdzie w 1938 został aresztowany, a następnie rozstrzelany." A potem postawiono mu pomnik, a co tam...

To już nie wiem kto bo nie był podpisany, ale z biedronką się polubili.

Ciekawy pomnik, ale co autor miał na myśli?

"No pasarant. Ja to zdecydowanie widzę "t" którego zdecydowanie tam być nie powinno?

Kolejny bezimienny dla mnie komunista.

Styl ten sam co i w reszcie krajów po złej stronie żelaznej kurtyny.

Ten pomnik (ogromny zresztą czego nie widać na zdjęciu) kojarzył mi się z basebollistą próbującym złapać piłkę, ale jestem prawie pewien, że nie o to chodziło...

Biegnę! Komunizm niosę!

Uda jak u Pudziana :)

Wiadomo już czym się inspirowali twórcy "Gwiezdnych wojen" w scenach z zamrożonym Hanem Solo.

Dumny wyzwoliciel.

Porozumienie radziecko-węgierskie. Szkoda, że w praktyce nie było takie pokojowe.

Po drugiej stronie ulicy względem wejścia do parku znajduje się niepozorny barak, a w nim coś w rodzaju miniaturowego muzeum z kopią butów, zdjęciami i innymi drobiazgami z czasów PRL WRL.

Pewną niespodzianką (o której nie wspominał przewodnik ani mapka miasta) jest maleńka salka kinowa. Lecą w niej bez przerwy (z angielskimi napisami!) filmy z czasów minionych. Ale nie byle jakie! Obejrzałem film instruktażowy dla pracowników służb bezpieczeństwa na temat zakładania podsłuchów, włamywania się niepostrzeżenie do mieszkań, wywabiania lokatorów celem ich aresztowania bez świadków i zamieszania. Bardzo kształcące. Oglądał bym dłużej gdyby nie fakt, że było już naprawdę późno.

Przystanek w drodze powrotnej - tu też nasi byli.

Autobus identyczny jak nasze, tylko rurki zielone, a nie żółte i kasowniki sprzed 20 lat :)

Do hostelu wróciłem późno, zmęczony, zmarznięty i bardzo zadowolony. Pod koniec dnia właściwie zapomniałem o poranku z "muzeum" z lalkami. A największa atrakcja Budapesztu dopiero na mnie czekała :)

Wyspa Małgorzaty << >> Aquincum

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7