Wzgórze zamkowe

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7

Plany na dzień drugi właściwie nie były sprecyzowane. Ot ogarnąć kartę turystyczną (72h jeżdżenia komunikacją, darmowy wstęp lub chociaż zniżki do muzeów itp), a potem zacząć z niej korzystać :) Kosztowała o ile pamiętam koło 80 zł, ale warto było ją kupić.

Takie plomby były na conajmniej kilku wejściach do mieszkań w kamienicy z hostelem. To może tłumaczyć brak sąsiadów...

Tak wygląda McD przy dworcu, nic w nim nie jadłem, ale urode wnętrza chciałem utrwalić.

Oktogon od nazwy placu pod którym znajduje się stacja metra.

I jej wnętrze :) Mała, ładna, z drewnianymi, zamkniętymi szafkami. Same wagony metra M1 są wielkości tramwaju.

Kafelki zamiast tablicy :)

Pomnik symbolizujący żelazną kurtynę znajdujący się przed Muzeum Terroru. Okazało się być jednak zamknięte o godzinie o której pod nie trafiłem.

Sam pomnik podpisany jest w wielu językach, jak widać również w polskim.

Na ścianie muzeum wiszą zdjęcia ofiar komunizmu.

Zewnętrzna ekspozycja zapowiadająca poniekąd czego można się spodziewać w środku.

Oczywiście Parlament :) I pierwszy Műemlék na który tym razem nie zwróciłem wtedy uwagi.

Budapeszt jest miastem położonym częściowo na wzgórzach i czasem można się zmęczyć wędrując po nim.

To tylko kawałek długiej drogi złożonej ze schodów. Ale założyłem że na ich końcu coś musi być więc szedłem dalej.

Jeden z wielu ciekawych budynków po tej stronie rzeki.

I kolejny bezdomny schowany pod schodami.

Wejście na wzgórze zamkowe. Z jednej strony średniowieczne mury, obok to szklane coś. Hm...

Baszta Rybacka. Robi większe wrażenie gdy człowiek się nie dowie, że ma niewiele ponad 100 lat.

Nie wiem co wyrażał ten pomnik.

Za to spodobał mi się płot obok brzydkiego budynku, trzeba przyznać że oryginalny niczym sam pomysł postawienia szklanego pudełka przy murach obronnych...

Widok ze Wzgórza Zamkowego.

Baszta Rybacka z bliska.

I jej wewnętrzna strona.

Klasyka w takich miejscach czyli pan z dużym ptakiem którego można wziąć w rękę za euro czy dwa.

Boczne wejście do kościoła Macieja (amerykańskim turystom i feministkom wstęp wzbroniony ;) ).

I kościół w całej okazałości. Trzeba przyznać, że robi wrażenie.

Maleńka kawiarenka w bocznej uliczce, podobno świetna ale ja kawy nie pijam więc nie ocenie. Zainteresowała mnie pani ze skrzydłami na czole.

Idąc dalej dotarłem do Labiryntu. Jest to kompleks naturalnych jaskiń ciągnący się kilometrami pod miastem. Dawniej wykorzystywano je jako schronienia, magazyny, tajne przejścia czy w końcu schrony w czasie wojny. Dziś turyści mogą zwiedzić około półtora kilometra korytarzy.

Plan udostępnionej części.

Podziemna fontanna.

I fragment kapliczki albo diabli wiedzą czego :)

A to sufit toalety przy kasach. Tak, to zielone żyje.

W czasach komunistycznych używano podziemi jako schronu, a że władza nudzić się nie powinna to miała nawet kino. Lecą w nim stare, węgierskie filmy. Niestety wyłącznie po węgiersku więc wytrzymałem 5 minut.

Podsumowując Labirynt warto zwiedzić, ma specyficzny klimat, zarówno dosłownie jak w przenośni. Warto tylko brać pod uwagę, że jest w nim raczej zimno i trzeba być na to przygotowanym.

Wędrując dalej po okolicznych uliczkach trafiłem na taką tablicę.

Widok na Zamek Królewski.

I pomnik Artura von Gorgeya z bliska. Postać dość kontrowersyjna.

István Bethlen - premier węgier w latach 1921 - 1931. Przeciwnik sojuszu z Niemcami w czasie II wojny światowej, aresztowany przez Rosjan w 1945, zmarł w sowieckim więzieniu.

Zmiana warty pod Köztársasági Elnöki Hivatal czyli pałacem prezydenckim. Pan z lewej mógłby schudnąć...

Cała zmiana warty trwa kilka minut, ot rytuał jak wszędzie przy takich okazjach.

Japończycy (w pełni zasłużenie) słyną z robienia zdjęć wszędzie i wszystkiemu, a ta pani jest tego przykładem. Przed nią jakieś pięć metrów spadku, za nią tylko dwa ;)

Z kolei ten pan zamiast biedronki miał małego robocika :) Bucior w rogu należy (tak, tak, znów stereotyp się sprawdza) do Niemki która gadając przez telefon i nie zwracając absolutnie żadnej uwagi, że przeszkadza ludziom maszerowała po murku.

Widok na wyspę Małgorzaty

Historia Węgier pełna była zwycięskich dowódców, a Węgrzy wyraźnie mają do nich sentyment :)

Do drapieżnych ptaków z jakiegoś powodu również.

Fontanna Macieja przy zamku. To był koniec zwiedzania wzgórza tego dnia, powędrowałem najbliższym zejściem na dół.

Nie wiem czy podają dobrą pizzę, ale nazwa mnie urzekła :)

Kawałek dalej przy tej samej ulicy znajduje się pomnik Reagana. Chwilę po zrobieniu tego zdjęcia wjechał we mnie rowerem na oko dwunastoletni Cygan, wydarł się na mnie wniebogłosy, ale zaraz zaczął uciekać gdyż goniła go ze dwa lata starsza Cyganka również drąc się strasznie.

Subtelny pomnik bohaterskich wyzwolicieli z Armii Czerwonej. Od razu mi sie Muzeum Terroru przypomnialo.

"Nasi tu byli"? Swoją drogą takie poniszczone elewacje to norma.

Buddha Originals - knajpka jak knajpka, za to pracowała tam prześliczna kelnerka :)

Nie pamiętam już niestety co zjadłem, ale pamiętam że było dobre ;) Trochę miałem już w nogach, ale czasu tracić nie warto - po chwilowym odpoczynku poszedłem na Wyspę Małgorzaty.

Üdvözöljük! << >> Wyspa Małgorzaty

Dzień 1Dzień 2Dzień 2-1Dzień 3Dzień 4Dzień 5Dzień 6Dzień 7